W niektórych wywiadach biznesowych z szefami organizacji można odnieść wrażenie, że duża liczba pracowników w firmie jest sukcesem. Armia ludzi w zespole zdaje się być autorytetem samym w sobie. Należę do tej grupy, dla której częścią sukcesu jest minimalizacja rozmiaru zespołu w imię jego zwinności biznesowej. Postaram Cię przekonać właśnie do mojego podejścia.
Prężenie niewłaściwych muskułów
Na jednym ze spotkań z właścicielem konkurencyjnej firmy doszło do krótkiej wymiany zdań na temat tego, kto jest największy w branży. „No wiesz, możemy oficjalnie sprawdzić liczbę osób na etacie w obu spółkach, metry kwadratowe biura… budżet benefitów (!)” – rzekł konkurent.
Trudno mi się było oprzeć wrażeniu, że w tej rozmowie chodziło o klasyczne napinanie klaty i kompensację przestraszonego ego. Argumenty rozmiaru organizacji same w sobie są dla mnie bardziej objawem ukrytego deficytu niż rzeczywistym powodem do uznania autorytetu.
Podnoszenie takich „zalet” może być znakiem (ale nie musi), że firma kostnieje i ma np. problemy z wdrożeniem automatyzacji. Funkcjonuje po staremu na zasadzie mnożenia etatów, więc jedynym atutem do promocji tego jaką potężną firmę stworzyłem jest to, że „jest taka duża” więc i ja pewnie jestem poważnym przedsiębiorcą.
Jeśli osobowy rozmiar to najjaśniejsza strona spółki to ten muskuł ma w sobie masę silikonu. Nie oznacza to dla mnie zbyt wiele, ewentualnie masę problemów.
Mistrzowie kolosów
Ogromna firma nie jest negatywnym stanem, jeśli autor przedsiębiorstwa policzył i zaimplementował wszystko jak trzeba. Jeśli przychód per pracownik, przy zwiększaniu zatrudnienia, co najmniej nie spada, to pięknie! Nic tylko rosnąć.
Trzeba jeszcze “tylko” znaleźć odpowiednie osoby. Esencja zarządzania to właściwe zatrudnianie i zwalnianie. Do tego trzeba mieć nosa. Podziwiam ludzi, którzy potrafili znaleźć dużą liczbę świetnych współpracowników oraz takich, którzy jako managerowie wciągną kolejnych zawodników klasy A.
Kwestia jak bardzo chcesz zajmować się zarządzaniem zasobami ludzkimi. Na pewno to ludzie i zespoły będą Twoimi głównymi wyzwaniami (zmartwieniami?), jeśli liczba osób w organizacji będzie stale rosnąć.
Nieznoszące się silosy
Lwia część firm, a szczególnie te mieniące się startupami, chce rosnąć za wszelką cenę. Nie bardzo przejmują się na początku tym, że wraz z pożądanym wzrostem przychodu, najczęściej rośnie także rozmiar zespołu. Mówi się o tzw. „skalowaniu organizacji” w kontekście potrzeb rosnącego biznesu.
Jak to idzie? Załóżmy, że Twoja firma ma 10-ciu pracowników. Wszyscy się sprawnie dogadują, decyzje zapadają szybko, a ewentualne konflikty są na tyle jawne, że równie szybko odchodzą w niepamięć. Poniżej wypisałem potencjalne ryzyka, które mogą się pojawić wraz “pęczniejącym” zespołem:
- przekroczyłeś 20 pracowników – słyszysz, że kawa z Waszego ekspresu jest niedobra,
- masz ponad 50 pracowników – ludzie przestają pamiętać jak koledzy i koleżanki mają na imię,
- to już +100 pracowników – pracownicy nie znają imion, ale wiedzą, że ich dział jest supermądry i nikt bez niego nie przetrwa, a ten drugi tworzą jakieś głupki.
Każdy doświadczony project manager (CEO w wersji micro) zna doskonale pojęcie silosów. Z coraz większą liczbą pracowników powstają właśnie takie silosy, czyli obozy, gdzie każdy z nich własną rzepkę skrobie. Inne zespoły ich nie obchodzą. Wypisz wymaluj współpraca polskich ministerstw (niezależnie od rządzącej opcji).
Bestia skalowania
Oczywiście można podnosić, że wspaniały manager ogarnie skalowanie i 1000 osób będzie pięknie ze sobą współpracować. Prawda jest taka, że wraz ze wzrostem organizacji można tylko minimalizować negatywne implikacje coraz większego zespołu.
To co w małym rozmiarze było do zrobienia w 1 dzień okazuje się, że trzeba procesować przez 1 miesiąc. Każda nowa koncepcja generuje kolejne spotkania, z których trudno o jasne rezultaty.
„Wzrost firmy zamienia ją w armię pracowników, którzy przez cały czas mają jakieś spotkania” – Paul Graham
Chociażby poprzez ogromne zwiększenie ilości kanałów komunikacyjnych (powiązania osób w strukturze sieciowej), pojawia się bestia, która wszystko komplikuje, a cała radość z tworzenia dobrych produktów umyka.
Więc albo czeka Cię rewolucja wartości w firmie lub trwanie i czekanie na kupującego, który lubi duże rozmiary. Wyjściem jest też uzdrawiająca restrukturyzacja, cięcia, uproszczenia i powrót do tego po co stworzyliśmy daną organizację.
Chcesz szybko rosnąć? Reagować dynamicznie na zmieniające się otoczenie rynkowe? Skupiać się na produkcie, biznesie i kliencie? Staraj się tak długo jak to możliwe nie zwiększać wielkości zespołu (hire very slow) i wspierać się automatyzacjami.
Małe jest piękne… i zyskowne
Kiedy zakładałem jedną ze spółek to moją inspiracją był Instagram. Kilka osób na pokładzie i ponad 100 mln aktywnych użytkowników miesięcznie (MAU). Inne firmy, które robiły na mnie wrażenie to nie te z wyceną +1B, ale te które generowały dobre: zysk, rentowność, marżę przy małym zespole.
Jak porównać firmę, która ma 150 mln rocznego przychodu i 0,5 mln na plus z firmą, która ma 10 mln przychodu i 5 mln EBITDA? Rozumiem walkę o wartość dla przyszłego pozbycia się spółki (oddzielny temat), ale ja stawiam na drugi wariant i gotówkę. Nie zawsze tak myślałem 🙂
Jednym z ważniejszych celów mojej spółki było nie przekroczenie w ciągu trzech lat liczby 30 osób na pokładzie. Prawie się udało, bo doszło do 34 (+ 70 osób w outsourcingu). Ale potem liczba spadła do 22. I co? I nic. Nagle znowu się wszystko rozjaśniło, efektywność poszła w górę, zebraliśmy się w jedną przestrzeń i powróciła radość oraz dynamika.
Ponownie skupiliśmy się na produkcie, a nie na tym czy ktoś z działu A ma pretensje do kogoś z działu B. Nie zawsze jest różowo, ale jest potencjał i wpływ. O takich firmach marzę i takie podziwiam.
A Ty o jakiej firmie marzysz jako jej właściciel, manager lub pracownik? Jeżeli inaczej postrzegasz zagadnienie skalowania, wielkości zespołu/firmy, skomentuj wpis lub napisz do mnie – maciek@hardthings.pl lub Linkedin. Jeśli podzielasz moje zdanie, udostępnij ten wpis!