Są osoby, które ciągle mają coś do zrobienia, a akcja jest ich permanentnym stanem. Do tego często mają poczucie odpowiedzialności za innych i wewnętrzny determinant, że “muszą” o tych innych dbać. Nawet jeśli te osoby tego nie oczekują. Czasem kogoś pochwalą, ale na pewno nie siebie, bo siebie stawiają na ostatnim miejscu. Przez to nie widzą powodu, aby cieszyć się z kolejnych sukcesów. Takie podejście może finalnie zaprowadzić “na dno” nie tylko Ciebie, ale także Twój zespół.
Nic takiego nie osiągnąłem
Jestem osobą, która długo uważała, że nie ma jakichś wartych wspominania uzdolnień czy osiągnięć. Nie widziałem niczego nadzwyczajnego w tym, że zbudowałem firmę w trzy lata. Mało cieszyło mnie, że pomogłem kilku tysiącom osób zmienić na lepsze swój status zawodowy. Trudno było mi docenić także bardziej namacalnych sukcesów, nawet tego, że schudłem 10 kg i o ponad 10% zmniejszyłem poziom tłuszczu w organizmie, przy sporym obciążeniu genetycznym, co do udaru czy zawału. Mówiłem sobie, że przecież każdy tak umie.
Niektórzy odbierali to jako kokieterię z mojej strony. Gada, że nic nie zrobił, bo pewnie czeka aż mu ktoś posmaruje komplementami. No nie wiem. Jak już ktoś smarował to w środku chciałem, aby jak najszybciej skończył. Słuchanie pochwał nie jest moją mocną stroną. Za to walka o swoje racje (moja codzienność) jest mylona czasem z oczekiwaniem tych pochwał.
Takie zachowanie ma nawet swoją nazwę – “syndrom oszusta”. Pomimo ewidentnych sukcesów pacjent uważa, że nie ma się, czym ekscytować. Może z zachwytem patrzeć na dokonania innych, choć sam jest już “na dalszym etapie”.
Pokora ma swoje zalety, ale robienie z siebie permanentnie przeźroczystego przeciętniaka może skończyć się słabo.
Nie dbając o siebie przestajesz dbać o innych
Niektórzy przedsiębiorcy nie doceniają swoich dokonań lub nie akceptują obecnego poziomu sukcesu nawet jeśli wszyscy dookoła są pełni uznania. Czasami idzie to w parze z niską samooceną takiego człowieka biznesu. I leży ona głęboko w podświadomości, choć na zewnątrz wszystko pozornie jest porządku. Taki dysonans i brak harmonii co do własnej osoby może okazać się zgubny.
C.G. Jung powiedział kiedyś: “wraz z przykazaniem >>kochaj bliźniego swego, jak siebie samego<< ludzie często zapominają o drugiej części tego zdania”. Jeśli ktoś nie akceptuje siebie, to marne są szanse, że dobrze zaopiekuje się innymi.
Jak to możliwe? Frustracja i niezadowolenie z samego siebie narasta tak mocno, że zaczyna się wylewać na innych. To tak zwane projekcja i przeniesienia. Z grubsza oznaczają traktowanie innych przez pryzmat swoich deficytów. Uważasz, że jesteś niesystematyczny i zadręczasz się tym? No to jest duża szansa, że wytkniesz niesystematyczność komuś innemu w niedelikatny sposób.
Ciągła pogoń może powodować brak refleksji “dlaczego powiedziałem jej to, co powiedziałem”. Jeśli Twoja frustracja wyleje się na zespół firmowy to możesz stracić cały zespół i firmę. Dlatego zacznij od zaakceptowania, także swoich słabych stron, nie poprzestając w pracy nad nimi.
Świętuj każdy dłuższy krok
Próba cieszenia się ze swoich osiągnięć to pierwszy krok do zaopiekowania się sobą. Docenienie każdego kroku w firmie to nadawanie sensu tym działaniom. Robienie przerwy na małe święto to dodatkowy czas, aby pomyśleć o tym czy kierunek, w którym idę, to rzeczywiście ten, którego pragnę.
Co możesz zrobić? Po każdym pozytywnym komentarzu od klienta w sieci, w firmie uderzaj w gong postawiony w holu. Albo jeśli dział sprzedaży osiągnął cel miesięczny to jako szef firmy ugotuj dla niego obiad 🙂
A jeśli wszelkie próby świętowania spełzają na niczym to może warto zadać sobie pytanie, czy ta firma jest tym, czego chcę? Nie chodzi mi o świętowanie na siłę, ale samą próbę sprawdzenia, które wyniki mogą być zaskakujące. Taka próba przyniesie odpowiedzi, czy idziesz we właściwą dla Ciebie stronę.
Właściwa strona może oznaczać nie tylko zdobywanie szczytów, ale też ciekawą podróż. Można marzyć o agresywnym przesuwaniu gór w stylu Jobsa czy Muska, a możesz po prostu budować produkty z fajnymi ludźmi, które pomagają Twoim klientom. Znajdź powód do radości, a to napędzi i Ciebie, i Twój zespół.
PS. Znam też rzadkie wyjątki osób, które umieją zdobywać szczyty i jednocześnie są mistrzami ceremonii świętowania. Staram się uczyć od nich jak najwięcej.
Umiesz celebrować swoje sukcesy? Potrafisz każdego dnia spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobiłeś dzisiaj coś wyjątkowego? Podziel się swoimi spostrzeżeniami w komentarzu, napisz do mnie na maciek@hardthings.pl lub na Linkedin. Jeśli podzielasz moje zdanie, udostępnij proszę ten wpis.
Zdjęcie główne artykułu pochodzi z unsplash.com.