Przyjaźń w pracy i zabawy zapałkami

Przyjaźń w pracy i zabawy zapałkami

Czy można się zaprzyjaźnić w pracy? Oczywiście, że można. Można również zatrudnić swojego obecnego i byłego małżonka jednocześnie. Wszystko jest możliwe. Jednak w każdym przypadku warto sobie odpowiedzieć na pytanie: czy łączenie obu sfer życia się sprawdzi?

Kolega kontra przyjaciel

Fajnie mieć kolegów i koleżanki w pracy. Można zawsze zaliczyć poranny small-talk przy ekspresie do kawy, wysyłać sobie memy na Slacku i wypić piwo na pracowniczej Wigilii. Jednak w firmie szukamy także powierników, aby budować fundamenty szerszego zaufania, bez którego trudno jest tworzyć coś wartościowego.

Taki powiernik może stać się przyjacielem. Mówiąc przyjaciel, mam na myśli człowieka, z którym łączy Cię coś więcej niż wspólne żarciki. Chodzi o osobę, której możesz powierzyć również swoje słabości i rozterki bez obaw, że wykorzysta je instrumentalnie przeciwko Tobie (to oczywiście też kwestia kultury organizacji).

Bliskie relacje i wzajemne zrozumienie mogą ułatwiać komunikację i pomóc zbudować alianse na ciężkie czasy. Jednak mieszanie świata firmy i dozgonnej przyjaźni ma swoje ryzyka.

Konflikt dwóch światów

Firma to taki specyficzny twór for-profit, której głównym celem, oprócz wiekopomnej misji, jest zarabianie pieniędzy. Jej silnikiem jest struktura organizacyjna, choćby bardzo płaska, złożona z ludzi. Ma ona określone role, obszary kompetencji, liderów, szefów itd.

Immanentnym elementem zarządzania taką firmą, w ramach tej struktury, jest ciągły dobór kadry dla budowania wydajnego zespołu. Zatrudniasz odpowiednie osoby, ale potem (oprócz wsparcia i doradzania) oceniasz je, recenzujesz, a czasami degradujesz czy zwalniasz. Robisz to po to, aby wygrał zespół, a nie jednostka. Próbujesz na zimno dokonywać właściwych wyborów.

W świecie pozafirmowym, jeśli budujemy przyjaźnie, to staramy się nie warunkować trwałości naszych relacji na podstawie czyjejś słabości. Akceptacja tych słabości świadczy o mocy tej przyjaźni, bo staje się lustrem, w którym widzimy własne niedobory.

Co, jeśli zawiązujesz przyjaźń w pracy i zwalniasz taką osobę na podstawie niedopasowania wybranych cech do potrzeb firmy?

Rozdzieranie szat

Opowiem historię jednej z firmowych przyjaźni, abstrahując od tego, że słowo przyjaźń ma bardzo różne definicje w polskiej kulturze. A więc zatrudniłem osobę na szefa działu, nazwę go umownie przyjacielem 🙂 Prowadziliśmy wiele długich i ciekawych rozmów. Dużo o życiu, czy wspieraniu się w rozterkach. Mieliśmy też mocny flow na poziomie humoru. „Wszystko” było super. Czułem, że rodzi się fajna relacja i razem możemy więcej.

Czytaj również:  Komandosi i policjanci w firmie

Z czasem obserwowałem, że dział prowadzony przez przyjaciela, pomimo inwestycji, radzi sobie coraz gorzej. Proste i kosztowne pomyłki zdarzały się coraz częściej. Traktowałem to jako tymczasowe problemy i nawet na fali tejże relacji dałem szefowi działu (którąś z kolei) podwyżkę na zachętę (!).

Jednak kolejne tygodnie pokazywały, że zespół na poziomie firmy zupełnie odstaje od reszty. Dział zaczął tworzyć sobie równoległą rzeczywistość bez skupienia się na tworzeniu wartości dodanej dla firmy i całego zespołu na poziomie całej organizacji… mówiąc bardzo delikatnie.

Chwila szczerości z przyjacielem w pracy

Nastąpił moment, w którym z racji bliskiej relacji nie miałem pojęcia jak wydusić z siebie coś w stylu: „stary, co to ma być, przecież tam nic się nie klei?”. Na delikatne zapytania dostawałem masę usprawiedliwień i teorii. W końcu przy którejś wtopie nie wytrzymałem i powiedziałem, bez jakichkolwiek ogródek, jak oceniam zarządzanie tym działem. Miło nie było.

Efekt? Rzeczony manager wpadł do mojego pokoju i podarł aneks ze wspomnianą podwyżką w iście dramatycznym stylu. Kilka dni później dodał w rozmowie, że to, co zrobiłem, to jakbym wszedł z butami na tę naszą relację i zdeptał ją zupełnie.

Popełniłem błąd przeniesienia wartości „przyjacielskiej” relacji na twarde dokonania w ramach potrzeb firmy. Zakładałem, że jak fajnie nam się gada „z piwem w ręku” to nie muszę za bardzo weryfikować jak idą działania w kontekście biznesu. Pomimo jak najlepszych intencji tego przyjaciela.

Dziś wiem, że merytorycznie w kontekście biznesu racja była po mojej stronie, ale wymieszanie relacji pół-prywatnych i firmowych, na które sobie pozwoliłem w tym przypadku, kosztowały mnie bardzo dużo. Dosłownie. Nauka na całe życie dla obu stron.

Warto czy nie?

W kontekście powyższej historii i kilku podobnych doświadczeń dzielę się niżej subiektywnym i zgeneralizowanym kodeksem odnośnie do budowania moich relacji w firmie:

  • Przyjaźń z pracownikiem, którym zarządzam lub z przełożonym… rzadko jest to dobry pomysł. Są nieliczne wyjątki, ale nie mogą stawać się regułą. Szczególnie jako prezes trzeba sobie uzmysłowić fakt, że wraz ze wzrostem firmy, pewne relacje są już niemożliwe i pogodzenie przyjaźni z twardym egzekwowaniem jest fikcją. Dla mnie była to bolesna konstatacja, ale jej akceptacja bardzo mi pomogła.
  • Przyjaźń osób na poziomie ścisłej kadry zarządczej, czy tego samego poziomie w strukturze organizacji, może być pomocna. Instytut Gallupa twierdzi nawet, że tych światów nie ma sensu rozdzielać. Popieram i uważam dodatkowo, że jakość prywatnej relacji np. między wspólnikami jest bardzo ważna.
  • Jeśli ma powstać jakaś większa relacja w firmie, to najlepiej zacząć od pracy i wyników. Warto dać sobie czas. Najpierw kilka miesięcy czy lat doświadczeń i poznanie się – to dobra kolejność. Zaczynanie znajomości w firmie od spijania sobie z dzióbków często prowadzi na manowce.
  • Jeśli emocje pochodzące z relacji zaczynają wkraczać we współpracę to albo oddzielmy się na poziomie organizacyjnym, albo się pożegnajmy. Odkręcanie relacji na rzecz poprawnej współpracy prawie nigdy się nie udaje. Zastanów się, zanim wejdziesz do tej rzeki.
  • Zastanów się 10 razy, zanim zatrudnisz kogoś z rodziny lub z przyjaciół spoza firmy 🙂
Czytaj również:  "High output management" streszczenie i recenzja

Weź pod uwagę, że każdy lider ma inny styl. Ja nie należę do ludzi, którzy w fizycznym świecie mają ochotę kolegować się z każdym. Są osoby, których konikiem jest szeroka komunikacja. Ja wolę poruszać się w mniejszych grupach osób gdzie budowa wzajemnego zaufania trwa. Czyli model północny, zamiast południowego 🙂

Do tego ostrożność w kontekście relacyjnym nie wyklucza przewodzenia, inspirowania, wzajemnego szacunku, ciekawych rozmów, hucznych imprez, śmieszków i budowania rzeczy wielkich. Jednak, zanim połączysz oba światy, zastanów co może z tego wyniknąć.

Chcesz podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat przyjaźni w pracy? Możesz napisać do mnie na maciek@hardthings.pl lub na Linkedin. Udostępnij proszę ten wpis jeśli uznasz go za cenny, Dziękuję!